Czasem, gdy rzadko używa się jakichś słów, zdarza się, że "wylatują" nam z głowy. A co ma powiedzieć dziecko, które dopiero uczy się tych słów? Misia uzupełnia sobie brakujące słownictwo angielskimi słowami "przerobionymi" na polskie. I nawet kilkukrotne poprawianie jej nie daje w niektórych wypadkach żadnego efektu, nadal mówi po swojemu.
W brytyjskich szkołach dzieci noszą ze sobą co dzień butelki z wodą do picia. Inne napoje są zakazane. Moje dziecko nie lubi wody i picie jej jest dla niej mało przyjemne. Żeby ją zachęcić, panie nauczycielki postawiły przed Misią zadanie, by przez pewien czas wypijała co dzień całą zawartość butelki, w nagrodę za co dostawać miała specjalną naklejkę - nagrodę nauczyciela. Bo, nie wiem, czy wiecie, ale w tutejszych szkołach dzieci są nagradzane naklejkami, które przykleja się do sweterka/sukienki, by wszyscy wiedzieli, że owe dziecko czymś się wyróżniło. Taki system naklejkowy działa zazwyczaj bardzo skutecznie. Przynajmniej, gdy się ma 6 lat... I Misia wypija tę wodę, by z dumą po powrocie ze szkoły zademonstrować pustą butelkę i naklejkę.
Lecz wczoraj wydarzyła się tragedia. Stłukła się butelka! Podczas jazdy autobusem do szkoły, butelka sturlała się z miejsca przeznaczonego na bagaż ( w każdym miejskim autobusie jest takie miejsce, najczęściej za pierwszym z przodu siedzeniem) i roztrzaskała o podłogę tworząc efektowną fontannę. Misia, jak tylko się zorientowała, co się stało, wpadła w płacz tak żałosny, że się serce krajało. Próbowałam pocieszyć ją faktem, że w domu ma identyczną butelkę, a tego dnia będzie mogła pić wodę z kubka w szkole. Nie poskutkowało, bo akurat TA butelka, która się stłukła była jej ulubioną, a nie ta, która została w domu. A naprawdę, nie różnią się niczym. Poza tym, jak mówiło moje maleństwo, skoro nie ma butelki, to nie będzie mogła skomplicić zadania. Tego argumentu nie zdołałam pobić. A dziś już do szkoły wzięta była nowa butelka, która wróciła z niej zupełnie pusta.
Od jakiegoś czasu Misię interesuje z czego wszystko jest zrobione. Oczywistym dla niej jest, że parówki, które uwielbia, zrobione są z wieprzowiny, czyli ze świnki. Dziś na obiad było leczo z angielskimi kiełbaskami, które wyglądem przypominają nieco polską białą kiełbasę surową. Dyskutowaliśmy na temat składu naszego obiadu i nasza panna chcąc zabłysnąć swoją wiedzą powiedziała, że skoro te kiełbaski są z wieprzowiny, to są prawie takie same, jak jej parówki, tylko fata (fatter). Miała rację, kiełbaski rzeczywiście zrobiły się nieco grubsze w sosie :-)
A w ogóle, to gdy coś jest zrobione dokładnie tak, jak Misia chciała, gdy coś jej się podoba, to wcale nie jest to idealne. To jest perfektne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz